Szukaj

- Rose... Zaraz Ci zrobie krzywdę jak mnie nie puścisz! Liczę do trzech! Raz!

- Tak, tak kocham Cię. - burknęła sama nie wierząc w to co mówi. - Stąd nie jesteś moim dzieckiem, przecież Ty byś mnie wykończyła.

Uniosła brew w pytającym geście.

- Wątpie abyś miała, skarbie. Ciocia dba o swoja psychikę. - pokazała jej język i spojrzała na Ryana. - A Ty sobie coś życzysz?

- Wbij sobie to do łba, Jess. Zero dzieci. Zero dzieci - powtarzała rozdrażniona, wyjęła sakiewkę i odebrała lody, które chciała Rose.

I tu warto napisać, że Ryan wrócił pełny sił witalnych! xD Podkreślić, pogrubić, na czoło nakleić.

Wzięła głęboki oddech.
- Zapamiętaj, Jess, nigdy nie miej dzieci. - powiedziała do siebie, policzała od 10 w dół i spojrzała na Rose - Idź do pani i poproś ładnie.

- Nie mam pojęcia, serce czasem za cicho woła, aby je wysłuchać. A Ty słyszysz swoje?

- Ależ oczywiście skarbie, nie ociągaj się tak! Lody nam uciekną! - zniknęły za rogiem.

- Hm, może w Tobie? - puściła mu oczko, wskazując drzącemu się, niewychowanemu, wrednemu i najukochańszemu dziecku miejsce, aby posadziło tam swoje 4 litery.

Weszła wraz z Rose.
- Dobra, nie śmiej się młoda! Nie pamiętam gdzie była ta lodziarnia. - warknęła, patrząc jak dziewczyna łapie się za brzuch

M... M... Miauczenie

- Mała, a gdzie dbamy o linię?- spytała przez śmiech. - Chodźmy

arbuz

Wzdrygnęła się nieco.
- Ja Ci dam, k, ciocię. - warknęła. - Chodź wezmę Cię na jakieś lody czy coś.